★ 8 / 10
Wartość książki: 8,5/10
Komfort czytania: 8,5/10
Zadowolenie z lektury: 8.5/10
Stosunek jakości do ceny: 7,5/10
__________________
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Czarna Owca
Autor: S.K. Tremayne
Gdybym miała wskazać kategorie literackie, które budzą moje największe zainteresowanie, thrillery niewątpliwie uplasowałyby się na jednej z czołowych pozycji. Nieco mroczne, osadzone w miejscach, których samo położenie powoduje gęsią skórkę, a żadne z nas nie chciałoby tam zostać samemu po zmroku i wchodzące w głąb psychiki bohaterów do tego stopnia, że w sennych koszmarach zaczynasz się z nimi utożsamiać. Nieczęsto udaje mi się spotkać takie, po których wrażenie rzeczywiście piorunuje. Nieczęsto, ale zdarza się. Czasami zupełnym przypadkiem, jak wtedy, kiedy przechadzając się po jednym z supermarketów zatrzymałam się przy promocyjnym koszyku pełnym książek. Czy Ty też nie potrafisz przejść obok nich obojętnie? Kiedy już z rosnącą rezygnacją przekładałam kolejne egzemplarze bajek i kobiecych powieści, mój wzrok przykuła okładka przedstawiająca dwie dziewczynki wpatrujące się w morską latarnię. Ciało jednej z nich zdawało się zanikać... Zapowiedź na odwrocie przesądziła - musiałam poznać tę historię!
Sara i Angus Moorcroft to małżeństwo pogrążone w kryzysie. Angus coraz częściej sięga po alkohol. Od jakiegoś czasu oddalają się od siebie bardziej i bardziej. A jeszcze nie tak dawno byli jedną z tych szczęśliwych rodzin, które widuje się podczas niedzielnych spacerów. Mieli piękny dom w Londynie i dwie urocze córeczki - jednojajowe bliźniaczki. Czy mogli być szczęśliwsi? Wszystko prysnęło niczym bańka mydlana nieco ponad rok temu. To właśnie wtedy wydarzył się ten straszny wypadek, który cieniem położył się na całym ich życiu. Podczas wakacyjnego popołudnia w domu dziadków doszło do tragedii. Lydia, jedna z bliźniaczek wypadła z balkonu. Zginęła na miejscu. Wraz z nią umarła część każdego z rodziców. Do tej pory nie otrząsnęli się po traumie, którą przeżyli.
Aby ratować swoje małżeństwo, Moorcroftowie postanawiają całkowicie zmienić swoje życie i przenieść się na szkocką wyspę odziedziczoną po krewnych. Wierzą, że uciekając od zgiełku miasta, w otoczeniu niczym nieskażonej przyrody, uda im się uspokoić skołatane nerwy i na nowo odbudować świat, który legł w gruzach. Niestety, rajska wizja Eilean Torran szybko upada w zdarzeniu z rzeczywistością. Stara latarnia wymaga gruntownego remontu, a brak podstawowych wygód, jak prąd, czy telefoniczny zasięg szybko dają się we znaki. Nie to jednak wzbudza największy niepokój Sary i Angusa. Zachowanie ich córeczki z dnia na dzień diametralnie się zmienia. Co więcej - podaje się za zmarłą siostrę. Czy to możliwe, aby doszło do pomyłki? Czy rodzice znający je od pierwszych chwil życia, co prawda w szoku po tragicznym wypadku, mogli pomylić bliźniaczki? Może to tylko wyobraźnia Kirstie płata figle? Może to jedynie próba wypełnienia luki po siostrze z którą były nierozłączne? Sytuacja z dnia na dzień staje się coraz bardziej niepokojąca. Tymczasem zbliża się zima, okres, kiedy z wyspy nie sposób będzie się wydostać. Angus, powodowany pracą, przenosi się do miasta. Pozostawiona sama sobie Sara musi w pojedynkę stawić czoła demonom nękającym ich rodzinę i wydarzeniom sprzed roku, o których nigdy nie powiedziano całej prawdy...
"Bliźnięta z lodu" to thriller, który trzyma w napięciu już od pierwszych stron. Historia opowiedziana z perspektywy pogrążonej w żałobie matki budzi w czytelniku cały wachlarz uczuć - od współczucia, aż po zadawane sobie pytanie - czy ta kobieta traci zmysły? Wydarzenia nabierają tempa, zaczynasz podawać w wątpliwość wszystko, co jeszcze chwilę wcześniej było pewnikiem. Typujesz na oślep - kto w tym małżeństwie jest ofiarą? Kto jeszcze myśli trzeźwo? Dodatkowe napięcie serwuje samo miejsce, w którym rozgrywają się wydarzenia - nietrudno poczuć dreszczyk strachu, kiedy wokół huczy wiatr, a sztorm uniemożliwia wydostanie się z miejsca, gdzie jesteś tylko Ty i myśli, które krok po kroku doprowadzają Cię do obłędu. Czy nie o to właśnie chodzi w dobrej jakości literaturze grozy?
Commentaires